Pierwsze informacje wskazywały, że do tej tragedii doszło w jednym ze żłobków w Kołobrzegu. Po kilku godzinach, kiedy prokuratura już pełniej informowała o sprawie, wiadomo było, że chodzi o prywatny punkt dziennej opieki nad małymi dziećmi.
Śmierć małego dziecka
Z relacji opiekunki wynika, że po powrocie ze spaceru półtoraroczne dziecko zasnęło. Chwilę później dziewczynka „zrobiła się sina” i przestała oddychać.
– Niezwłocznie wezwano służby ratunkowe – powiedziała st. sierż. Pamela Borkowska z Komendy Powiatowej Policji w Kołobrzegu.
Na miejscu od razu podjęto reanimację – wezwano straż pożarną, zespół ratownictwa medycznego oraz śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Pomimo trwającej prawie godzinę akcji ratunkowej, życia dziecka nie udało się uratować.
Postępowanie prokuratorskie
Śledztwo w tej sprawie prowadzi już Prokuratura Okręgowa w Koszalinie. Zostało wszczęte w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci.
Prok. Ewa Dziadczyk stwierdziła: – Na ten moment mogę powiedzieć, że nic nie wskazuje na działanie osób trzecich, zaniedbania czy wypadek.
To jednak nie wszystko, bo śledczy mają dokładnie sprawdzić całą placówkę, w której doszło do tragedii.
Pytania o legalność
Placówka była prowadzona w domu jednorodzinnym przez małżeństwo jako tzw. „punkt opieki dziennej”. Zgodnie z przepisami punkt opieki dziennej może sprawować pieczę nad maksymalnie pięciorgiem dzieci w warunkach zbliżonych do domowych.
Jednak – jak ustaliły media – w chwili zdarzenia w tym punkcie mogło przebywać nawet 12 dzieci, co znacznie wykraczałoby poza dopuszczony limit.
Michał Kujaczyński, rzecznik Urzędu Miasta w Kołobrzegu: – Zostały spełnione wszystkie warunki, a do urzędu złożone zostały wszystkie dokumenty. W punkcie, o którym rozmawiamy, taka kontrola była prowadzona ostatni raz w ubiegłym roku i nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości.
Napisz komentarz
Komentarze