Spływ rozpoczął się kilkanaście minut po godzinie 11.00 przy moście kolejowym w Piwonicach - Warunki może nie są ciężkie, ale rzeka nie płynie, czyli uczestnikom płynie się tak, jak po martwym jeziorze, trzeba bardzo mocno wiosłować rękoma – mówił Krzysztof Nowakowski, prezes Kaliskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego.
Uczestnicy płynęli w specjalnych piankach wodnych, które nie chronią przed zimnem, a jedynie zapobiegają spowalnianiu wychładzania się organizmu. – To jest duże wyzwanie dla organizmu, bo płynie się jednak w 3-4 stopniach Celsjusza i to zagrożenie hipotermią jest duże, bo ta woda dostaje się do środka. Dzięki tym piankom ogrzewa się tylko zewnętrzna warstwa od ciała, która stanowi izolację. Także to na pewno jest jakieś ekstremum – mówił Bogdan Olejnik, komandor Kaliskiego Klubu Wodnego „Fala”.
Nie liczyło się zwycięstwo, ale walka ze swoimi słabościami w wodzie o tak niskiej temperaturze i na czterokilometrowym dystansie. Na mecie przy teatrze, jako pierwszy zameldował się Marcin Słowik, który w takim spływie brał udział po raz pierwszy. – Na początku miałem kłopoty z oddychaniem, do maski nalewała się woda i pewnym momencie zrobiło się trochę zimno. Kryzys pojawił się na początku, kiedy ciężko było oddychać – opowiadał po dotarciu do mety Marcin Słowik.
Jak twierdzą organizatorzy, w tym roku twardzielom w Prośnie płynęło się nieco lepiej, ze względu na to, że rzeka została pogłębiona do 2 metrów. – W tamtym roku, kiedy rzeka była bardziej płytka miejscami było nieprzyjemnie, bo uczestnicy dosłownie tarli brzuchem o muł i rośliny – dodaje Olejnik.
Spływowi Twardzieli towarzyszyły dodatkowe atrakcje. Organizatorzy przygotowali przejazdy bryczką, pokazy pływających modeli i wystawę historycznego i nowoczesnego sprzętu nurkowego.
Ewelina Samulak, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze