Ustępujący komendant powody swojej decyzji tłumaczy działaniami, które mieliby podejmować przeciwko niemu byli pracownicy Biura Spraw Wewnętrznych, czyli tzw. policji w policji. Jedną z pierwszych decyzji Zbigniewa Maja jako komendanta głównego było prześwietlenie policjantów tej komórki pod kątem rzekomego podsłuchiwania dziennikarzy. – Miałem świadomość, że moje decyzje i ruchy personalne mogą spotkać się z oporem, sprzeciwem czy wręcz prowokacją. Dotknąłem układów, które od lat funkcjonowały w wielu miejscach policji i zostałem zaatakowany - powiedział podczas dzisiejszej konferencji prasowej.
Zbigniew Maj podczas czwartkowej konferencji prasowej poświęconej jego rezygnacji ze stanowiska
Maj twierdzi, że „odświeżono” sprawę sprzed 13 lat, która miała skompromitować go jako szefa policji. Sprawa ta, jak podkreślał, została wyjaśniona już w 2010 r. przez ówczesne kierownictwo Centralnego Biura Śledczego. Chodzi o rzekome przyjęcie przez Zbigniewa Maja 5 butelek wódki i nierozliczenie się z 10 tysięcy złotych. – To prowokacja, donosy bez pokrycia w faktach – mówił na konferencji Maj. Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, dlaczego więc w tej sprawie łódzka prokuratura prowadzi śledztwo. – Ja też mogę pana pomówić o łapówkarstwo – powiedział do dziennikarza. – Nie występuję w tej sprawie w charakterze świadka, nie byłem przesłuchiwany. O tym, że toczy się takie śledztwo dowiedziałem się od państwa – podkreślał.
Maj powiedział, że przez ostatnie dwa miesiące nie było dnia, by ktoś z mediów nie pytał go o tę i inne sprawy, w których rzekomo występuje jego nazwisko. Dlatego wczoraj podjął decyzję o rezygnacji ze stanowiska. Ustępujący komendant podkreśla, że nie może być zgody na tego typu prowokacje, ale na nim jako oficerze policji i komendancie głównym tej formacji nie może ciążyć choćby cień podejrzeń. – Przez 20 lat służby nigdy nie zhańbiłem munduru, ale nie chcę być obciążeniem dla policji i przełożonych – powiedział.
Zbigniew Maj, kaliszanin kierował polską policją przez zaledwie 2 miesiące - od 11 grudnia ub.r.
MIK, fot. AG
Napisz komentarz
Komentarze