Dla inwestorów czerpiących zyski z elektrowni wiatrowych niezurbanizowane obszary Polski są doskonałym miejscem na budowę kolejnych wiatraków. Dzięki nim możliwe jest pozyskiwanie ekologicznej, bo nie wymagającej spalania żadnego paliwa energii. Jednak każda budowa farmy wiatrowej niesie ze sobą protesty okolicznych mieszkańców. Tak było między innymi w przypadku budowy farmy w Biskupicach Ołobocznych, czy w Rozdrażewie. – Do tej pory odbywa się to tak, że osoba zainteresowana chciała mieć np. w jakimś miejscu siłownię wiatrową, szukała właściciela gruntów, płaciła niezłe pieniądze i ten rolnik dawał zezwolenie ku nieszczęściu tych, którzy są w pobliżu tej siłowni wiatrowej – mówi Jan Mosiński, poseł PiS.
Według amerykańskich naukowców osoby, które mieszkają w odległości 400-500 metrów od farm wiatrowych bardzo często zapadają na tzw. syndrom turbin wiatrakowych. – Objawia się to zaburzeniami snu, bólami i zawrotami głowy, szumem lub uciskiem w uszach, różnego rodzaju zawrotami głowy, nudnościami i pogorszeniem ostrości widzenia – dodaje Mosiński.
Zdaniem kaliskiego posła minimalna odległość od zabudowań powinna wynosić 2 km. Regulacji prawnych wymaga również montaż i demontaż wiatraków. Interpelacja posła w tej sprawie do ministra środowiska wpłynęła w piątek. Jan Mosiński liczy na to, że już w marcu zostaną podjęte pierwsze kroki legislacyjne w tej sprawie.
Ewelina Samulak-Andrzejczak, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze