Kaliszanie rozegrali jeden z lepszych w tym sezonie meczów. Niemal każdy element w ich grze funkcjonował tak jak należy. Szkoda tylko, że pełną radość z zasłużonego zwycięstwa zmąciła nieco sytuacja z końcówki drugiego seta. Wówczas przy stanie 22:19 dla MKS-u goście zaczęli kwestionować podjętą przez arbitrów decyzję, za co zostali ukarani żółtą kartką. Po chwili otrzymali czerwoną, co oznaczało stratę punktu, a to rozwścieczyło trenera i zarazem dyrektora SMS PZPS Spała, Leona Bartmana (prywatnie ojca reprezentanta Polski Zbigniewa Bartmana), który w skandaliczny sposób odgrażał się sędziom, a poza tym zasugerował swoim podopiecznym, by ci opuścili parkiet i nie brali dalej udziału w grze. W konsekwencji prowadzący zawody sędzia Maciej Hojka odesłał doświadczonego szkoleniowca na trybuny. W utarczki słowne wdali się też zawodnicy ze Spały i niewiele brakowało, by mecz został przedwcześnie zakończony. Wszystkiemu z niedowierzaniem, ale i spokojem przyglądali się siatkarze z Kalisza. Było gorąco, jak nigdy dotąd w hali przy Łódzkiej, lecz w porę sytuację udało się opanować i spotkanie mogło być kontynuowane. – Trener Bartman znany jest z kontrowersyjnych zachowań. Szkoda tylko, że wszystko działo się na oczach młodych chłopaków. Oni mają po 17-18 lat, więc od swojego trenera powinni uczyć się dobrej siatkówki. Myślę, że jak ochłonie i przemyśli sprawę to więcej do takich sytuacji nie doprowadzi. Szkoda też, że zamiast mówić o naszej dobrej grze, mówimy o rzeczach całkowicie niezwiązanych z piłką siatkową – ocenił w rozmowie z naszym portalem trener Mariusz Pieczonka.
Zupełnie niepotrzebny zgrzyt mógł wybić kaliskich siatkarzy z dobrego rytmu, ale na szczęście do tego nie doszło. Ich akurat całe zamieszanie zmobilizowało do jeszcze większej staranności w swoich poczynaniach. Drugiego seta zakończyli efektownie – po bloku Tobiasza Piechocińskiego i kapitalnym ataku Krzysztofa Porady (25:21). W meczu prowadzili 2:0, bo pierwszą partię wygrali też wyraźnie – do 19. Decydujący cios zadali w trzeciej odsłonie, choć w niej o wygraną było najtrudniej. Rezultat długo bowiem oscylował wokół remisu, a przyjezdni mieli nawet setbola przy stanie 24:23. Gospodarzom towarzyszyły jednak stalowe nerwy i nie po raz pierwszy w tym meczu pocelowali w rywali zagrywką, a w ostatniej akcji zmusili ich do kolejnego błędu, zwyciężając do 24 i w całym spotkaniu 3:0. – Od samego początku graliśmy poprawnie, a w elemencie zagrywki wprost rewelacyjnie! Cieszę się, że wróciła do nas forma sprzed tygodnia, gdy pokonaliśmy Lechię Tomaszów Mazowiecki – przyznał nam trener Pieczonka.
W ten sposób kaliszanie zatarli złe wrażenie po środowej wpadce w Częstochowie, gdzie nie potrafili nawiązać walki z miejscowym Norwidem. – Tamten mecz całkowicie nam nie wyszedł. Nie graliśmy tego, co umiemy. Pierwsze trzy akcje były w miarę dobre, ale potem zeszło z nas powietrze. Dzisiaj było zupełnie odwrotnie – nie ukrywa szkoleniowiec MKS-u. W sobotę po raz pierwszy w tym sezonie niemal całe zawody rozegrał młody przyjmujący Łukasz Czajkowski, zastępując w szóstce Daniela Telegę. – Daniel zgłosił w czwartek problemy z ręką i nie był w pełni dysponowany. Stwierdziliśmy więc z trenerem Płócienniczakiem, że lepiej będzie, jeśli swoich sił spróbuje Łukasz. Dla niego było to mocne przetarcie przed wojewódzkim finałem juniorów – dodaje trener Pieczonka.
Za tydzień kaliscy siatkarze znów zmierzą się z ekipą ze Spały – tym razem z trzecim zespołem siatkarskiego ośrodka i na jego terenie. Po sobotnim triumfie awansowali na siódme miejsce i wciąż mają matematyczne szanse na grę w czwórce.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze