Skazywana na niepowodzenie ekipa MKS-u spisała się lepiej, niż w pierwszym pojedynku obu drużyn, przegranym przy Łódzkiej 0:3. Przede wszystkim pokazała, że drzemią w niej niemałe rezerwy. Gdyby udało się je całkowicie uwolnić, to wyniki kolejnych potyczek mogą być zdecydowanie lepsze od tych z pierwszej rundy. Na razie jednak kaliszanie powinni skupić się na ustabilizowaniu dobrej gry, bo brak równego poziomu w ich poczynaniach sprawił, że w sobotę to oni schodzili z parkietu pokonani. – Momentami chłopacy byli spięci, chyba za bardzo, przez co brakowało im swobody. W starciu z tak solidnym i doświadczonym przeciwnikiem nie można sobie na to pozwolić – mówi nam drugi trener Andrzej Płócienniczak.
Przeciwko faworyzowanym gospodarzom kaliszanie zagrali bez żadnych kompleksów. Szczególnie w pierwszym secie, wygranym przez nich do 23. Zmusili tym samym siatkarzy Czarnych do bardziej wytężonej pracy. W efekcie dwie kolejne odsłony to przeciwnicy rozstrzygnęli na swoją korzyść. Przyjezdni nie złożyli jednak broni i w czwartym secie znów walczyli jak równy z równym. O wyniku decydował w zasadzie łut szczęścia. Ten dopisał miejscowym, którzy zwyciężyli do 23 i zgarnęli komplet punktów. – Rywale popełnili mniej błędów, przede wszystkim w ataku i na przyjęciu, co moim zdaniem miało wpływ na rezultat. Na pewno odczuliśmy też trudną zagrywkę – wspomina trener Płócienniczak.
Meczem z liderem grupy 3 drugiej ligi kaliski zespół zapoczątkował serię spotkań ze ścisłą czołówką rozgrywek. W najbliższym starciu podopieczni Mariusza Pieczonki i Andrzeja Płócienniczaka zmierzą się w hali przy Łódzkiej (obok hali lekkoatletycznej) z Lechią Tomaszów Mazowiecki (sobota, godz. 18:00). – Będziemy walczyć, bo cały czas myślimy o pierwszej czwórce. By w niej się znaleźć, trzeba punktować w meczach z czołowymi zespołami. Na pewno nas na to stać – przekonuje drugi opiekun drużyny znad Prosny.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze