Drużyna z Kaszub tylko do 22. minuty szła z kaliszanami ramię w ramię. Było wówczas 9:9. I tak wyrównany stan już się więcej nie powtórzył. Gospodarze w mgnieniu oka zdobyli cztery bramki z rzędu i odskoczyli na 13:9, rozpoczynając marsz po kolejny komplet punktów. – Dobrze weszliśmy w ten mecz, choć musiało upłynąć trochę minut, zanim uzyskaliśmy kilkubramkową przewagę. W drugiej połowie spokojnie kontrolowaliśmy to, co się działo. Przede wszystkim zachowaliśmy czujność w obronie. Atak pozycyjny też nam wychodził, a do tego zdobyliśmy kilka bramek z szybkich kontr – ocenił trener Rusek.
O ile tuż po przerwie przyjezdni mieli jeszcze cień szansy na odrobienie strat, o tyle w 37. minucie było praktycznie po zawodach. Celny rzut najskuteczniejszego w kaliskich szeregach Łukasza Siega zamknął serię czterech kolejnych trafień jego drużyny i wyprowadził MKS na prowadzenie 19:12. Tak uzyskaną przewagę miejscowi pielęgnowali do ostatniej syreny, zwyciężając 29:22. Po drodze upokorzyli jeszcze przeciwników efektownymi bramkami w wykonaniu Kamila Adamskiego i Michała Czerwińskiego. – Nie było głupich zagrań, które we wcześniejszych meczach nam się przytrafiały. Przeciwnik nie miał argumentów i zmienników, by coś wskórać. Nasz przedmeczowy plan wykonaliśmy w stu procentach – cieszy się opiekun pierwszoligowca z Kalisza.
MKS wygrał w ten sposób czwarty mecz z rzędu, w świetnym stylu kończąc pierwszą rundę. W tym sezonie nie stracił w Arenie choćby punktu. Do rewanżów kaliska siódemka przystąpi z szóstej lokaty. – Jesteśmy bardzo zadowoleni. W końcówce rundy oderwaliśmy się od środka tabeli i bardzo mocno zbliżyliśmy się do czołowych zespołów. Świętą będą więc spokojne – podsumował Paweł Rusek. Jego podopieczni wznowią rozgrywki na początku lutego.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze