Spotkania na obcych parkietach były do tej pory piętą Achillesową kaliskiego zespołu. W pierwszej rundzie kaliszanie ani razu nie przywieźli z wyjazdu choćby punktu. Te niepowodzenia chcieli jednak odkreślić grubą kreską przed rundą rewanżową. Do Dobronia udali się zatem z nadzieją na przerwanie wyjazdowej niemocy, zdając sobie jednocześnie sprawę, że przeciwnik tanio skóry nie sprzeda. – Przedostatnie miejsce, jakie zajmuje ten zespół, nie oddaje w pełni jego możliwości – powtarza drugi trener MKS-u, Andrzej Płócienniczak. I przypomina, że przekonali się o tym przed tygodniem siatkarze czwartego w tabeli Caro Rzeczyca, którzy wygrali dopiero po tie-breaku.
Pięć setów trwała też sobotnia potyczka z udziałem kaliskiej ekipy, która po dwóch przegranych partiach wróciła z dalekiej podróży i zwyciężyła. Mecz ten mógł się dla przyjezdnych ułożyć znacznie lepiej, gdyby w pierwszej odsłonie wykorzystali jedną z trzech piłek setowych. Od stanu 24:21 nie potrafili już jednak zdobyć żadnego oczka. Taki obrót wydarzeń dodał gospodarzom animuszu i wiary w kolejnej części tego spotkania, którą wygrali do 22. Na szczęście kaliszanie przystąpili do realizowania przedmeczowych założeń i w końcu przejęli inicjatywę. Po pewnych triumfach do 22 i 16 doprowadzili do tie-breaka, w którym również nie pozostawili rywalom żadnych złudzeń. Wygrywając do 9, wygrali cały mecz 3:2, zapisując tym samym na plus pierwszy wyjazdowy mecz w tym sezonie.
– To ważne przełamanie, na które czekaliśmy praktycznie od początku rozgrywek. Mamy nadzieję, że chłopacy uwierzą w swoje możliwości i w końcu będziemy wracać z wyjazdów w lepszych humorach. Dzisiaj nie wszystko jeszcze funkcjonowało tak, jak powinno, ale wiemy, nad czym musimy popracować i co poprawić – oznajmia nam trener Płócienniczak.
Kaliszanie nadal plasują się na ósmej lokacie w tabeli grupy 3 drugiej ligi. Za tydzień podejmą w hali przy ulicy Łódzkiej drużynę z Rzeczycy.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze