Siatkarze z Kalisza przegrali trzeci mecz z rzędu w II lidze. W starciu z trzecim w tabeli Norwidem zaprezentowali się jednak zdecydowanie lepiej niż w poprzednich potyczkach z Czarnymi Rząśnia i Lechią Tomaszów Mazowiecki. Do odniesienia triumfu zabrakło im naprawdę niewiele. – Przede wszystkim walczyliśmy do samego końca – zauważa trener Pieczonka. – Dużo między sobą rozmawialiśmy, padały nawet ostre słowa, więc widać, jak mocno zależało nam na punktach. Cieszy mnie to, że wreszcie zaczęliśmy grać swoją siatkówkę, to, czego oczekuję, choć na razie gramy jeszcze nierówno – dodaje.
Trenerzy kaliskiej drużyny, po raz pierwszy w tym sezonie, wprowadzili do wyjściowej szóstki atakującego Bartosza Łazarowicza i młodego przyjmującego Łukasza Czajkowskiego. W pierwszym secie spisali się oni niemal bezbłędnie i między innymi dzięki nim MKS zwyciężył do 22. W kolejnym na parkiecie zameldowali się już Wojciech Pytlarz i Daniel Telega, którzy zaczynali poprzednie mecze. – Na treningach często rotujemy składem. Przez cały tydzień zajęć dobrze prezentowali się Łukasz i Bartek, dlatego dostali szansę. Zagrali bardzo dobrze, ale potem rywale zaczęli na nich wywierać większą presję, stąd potrzebne były korekty – oznajmia Mariusz Pieczonka.
Dobrego poziomu z pierwszej partii kaliszanie nie zdołali utrzymać w drugiej, przegranej dość boleśnie, do 13. Trzeciego seta zaś zaczęli od wyniku 5:1, ale potem na zagrywce popracował atakujący Norwida, Tomasz Kryński. Młodzi, ale świetnie wyszkoleni rywale zdobyli pięć kolejnych oczek i prowadzenie utrzymali do końca (21:25).
Najlepsza w wykonaniu kaliskich siatkarzy okazała się czwarta odsłona. W niej znów uruchomili zagrywkę i konsekwentnie powiększali dystans nad ekipą Radosława Panasa. Kluczowy był fragment, w którym przez siedem kolejnych akcji z pola serwisowego nie schodził Telega. W tym czasie MKS odjechał na 21:9 i mógł myśleć o tie-breaku.
W decydującej partii gospodarze prowadzili 5:3 i 8:7. Ponownie jednak dał im się we znaki Kryński. Jego serwisy i ataki sprawiły, że Norwid błyskawicznie odskoczył na 13:10. Kaliszanom nie można było odmówić zaangażowania i woli walki. Po kontrze Krzysztofa Porady złapali jeszcze kontakt (12:13), ale choćby do remisu doprowadzić już nie zdołali. Tie-break, jak i cały mecz zakończył celnym zbiciem Damian Kogut.
– Tie-break to taki set, w którym nawet jedna piłka może zadecydować o wygranej. Popsuliśmy w tej partii aż pięć zagrywek, a to zbyt dużo, by zwyciężyć. W pewnym momencie uciekło nam też przyjęcie. Jestem jedynie zadowolony z tego, że w końcu zaczęliśmy regularnie punktować w ataku. Skuteczność w tym elemencie dała nam w piątym secie 11 punktów – podsumował trener Pieczonka.
Jego podopieczni, mimo walecznej postawy, dopisali do swojego dorobku tylko punkt. W tabeli grupy 3 drugiej ligi spadli na dziewiątą pozycję. W najbliższy weekend kaliszanie zagrają na wyjeździe z SMS PZPS II Spała.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze