Kaliszanie otworzyli rezultat w 3. minucie po rzucie Łukasza Siega. Prowadzenia nie oddali już do końca. Goście tylko w pierwszej połowie starali się nawiązać walkę i nie pozwolili miejscowym odskoczyć na więcej niż cztery bramki (9:5 po dwóch kolejnych trafieniach Arkadiusza Galewskiego). Tuż przed przerwą zmniejszyli nawet stratę do dwóch trafień, wykorzystując grę w podwójnej przewadze. – Nie mogą nam się przytrafiać takie sytuacje, że gdy jeden zawodnik otrzymuje karę, drugi niepotrzebnie dyskutuje z arbitrem i również ląduje na ławce. Przez to było trudno i straciliśmy ciężko wypracowaną przewagę – komentuje trener Paweł Rusek.
Na szczęście sytuacja z końcówki pierwszej połowy nie wpłynęła na końcowy rezultat. Losy rywalizacji rozstrzygnęły się na dziesięć minut przed finalną syreną. Wówczas po serii siedmiu bramek z rzędu, a następnie dwóch gospodarze prowadzili 23:12. Zawdzięczają to przede wszystkim świetnej organizacji gry w obronie. Swoje między słupkami zrobił też Błażej Potocki. – Błażej bronił ze swobodą, pilnował tyłów, ale trzeba przyznać, że mógł przy tym liczyć na znaczną pomoc kolegów z defensywy – podkreśla trener Rusek.
Przy tak pewnej przewadze szkoleniowiec mógł sobie pozwolić na sprawdzenie zawodników, którzy do tej pory dostawali mniej szansy na granie. Eksperymentalne zestawienie, a także rozluźnienie w kaliskich szeregach sprawiły, że przyjezdni podreperowali skuteczność i skrócili nieco dystans do MKS-u. Był on jednak tak ogromny, że odrobienie strat nie wchodziło w ogóle w rachubę.
– W drugiej połowie wzmocniliśmy obronę i to, co dorzuciliśmy w ataku wystarczyło do pewnego zwycięstwa. Cieszę się, że choć na wyjazdach nie do końca nam wszystko wychodzi, to we własnej hali potrafimy zdobywać punkty. Zrehabilitowaliśmy się tym samym w stu procentach za ubiegłotygodniową porażkę w Lesznie – podsumował Paweł Rusek, który w sobotę nie mógł skorzystać z dwóch lewoskrzydłowych. Zarówno Michał Bałwas, jak i Michał Czerwiński zmagają się z urazami. Z konieczności na ich pozycji zagrał nominalny rozgrywający Kamil Adamski. Swoje zadanie wykonał należycie, zdobywając cztery bramki. O dwa gole więcej rzucił Grzegorz Gomółka i to on był najlepszym strzelcem spotkania.
Wygrywając 24:17 kaliska siódemka przesunęła się w tabeli grupy A pierwszej ligi na ósme miejsce. Do ścisłej czołówki traci jednak niewiele (do trzeciej lokaty zaledwie dwa oczka). Kolejna seria spotkań zaplanowana jest na 14 listopada.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze