Niepokonany jak dotąd lider, przez wielu obserwatorów uważany za głównego kandydata do awansu, nie okazał się taki straszny. Kaliszanie od początku zagęścili środek pola i kasowali w zarodku większość ofensywnych prób rywali. Jednocześnie nie poprzestali na defensywnych schematach, szukając luk w zasiekach obronnych gości. W efekcie żaden z zespołów nie zdominował rywalizacji. Niemniej jednak im bliżej końca meczu, tym wzrastały szanse gospodarzy. Przyjezdni nie przebierali bowiem w środkach i w konsekwencji kończyli mecz w zaledwie dziewięcioosobowym zestawieniu. Najpierw, w 65. minucie, z boiska wyleciał były pomocnik Calisii Tomasz Kowalczuk, który ujrzał czerwony kartonik za faul na wychodzącym na czystą pozycję Przemysławie Balcerzaku. W 83. minucie w podobnych okolicznościach drugie „żółtko” zobaczył Robert Jędras. Kaliszanie, grając w liczebnej przewadze, praktycznie nie opuszczali połowy kleczewian, wytrwale dążąc do zdobycia zwycięskiego gola. Ta wytrwałość została nagrodzona w czwartej minucie doliczonego czasu. Wówczas prawą flanką, nie po raz pierwszy w tym meczu, zerwał się Błażej Ciesielski, wbiegł w pole karne i dograł na dalszy słupek, gdzie lekkim trąceniem piłki do siatki trafił Przemysław Balcerzak. 19-letni skrzydłowy, który na murawie pojawił się w drugiej połowie, został w ten sposób bohaterem niebiesko-biało-zielonych. – Wszedłem z takim założeniem, by dać z siebie jak najwięcej. Błażej świetnie dograł mi piłkę i nie pozostało mi nic innego, jak strzelić – mówił tuż po spotkaniu „Balcer”.
Bramkowa akcja była jedną z nielicznych czystych sytuacji strzeleckich w przekroju całego spotkania. Tych odrobinę więcej miał dotychczasowy lider. W kilku sytuacjach wysoki poziom czujności musiał zachować debiutujący w bramce KKS-u, Adam Wasiluk. Umiejętności kaliskiego golkipera dwukrotnie sprawdził Senegalczyk Emile Thiakane – w pierwszej połowie z rzutu wolnego, a w drugiej kąśliwym uderzeniem z kilkunastu metrów. Najlepszą okazję przyjezdni stworzyli w 64. minucie. Bliski pokonania Wasiluka był wówczas Jakub Antosik, po którego główce piłka wpadła w kozioł i odbiła się od poprzeczki. – Cały zespół rozegrał dobry mecz. Przyjechał lider, czuliśmy respekt, ale robiliśmy swoje i to przyniosło skutek w postaci wygranego spotkania – ocenił Adam Wasiluk.
W kaliskim trzecioligowcu zadziałał efekt nowej miotły, bo sobotnia potyczka była pierwszą pod wodzą Andrzeja Paszkiewicza, który z drużyną pracuje od poniedziałku. – Jestem realistą i wymagałem od chłopaków 10-15 procent z tej pracy, którą wykonali w tygodniu. Zrobili 20 procent, bo dołożyli jeszcze wynik, więc należą im się spore gratulacje. Przed nami jednak daleka droga, bo takim zwycięstwem postawiliśmy sobie poprzeczkę dość wysoko – uważa szkoleniowiec „trójkolorowych”. Za tydzień uda się on ze swoimi podopiecznymi do Swarzędza na mecz z tamtejszą Unią.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze