Tydzień temu w legnickim szpitalu pacjent zaatakował pielęgniarkę i zadał jej kilka ciosów nożem. Kobieta przeszła skomplikowaną operację i walczy o życie. Takie ekstremalne sytuacje należą do rzadkości, ale agresja wobec personelu medycznego wpisana jest w ten zawód. Najbardziej agresywni są pacjenci pijani lub odurzeni substancjami psychoaktywnymi, głównie dopalaczami. - Jedna i druga grupa jest problemem, ponieważ angażuje bardzo dużo sił i środków personelu medycznego. To niekomfortowa sytuacja także dla innych pacjentów, którzy czekają na udzielenie pomocy i są też biernie narażeni na tę agresję – mówi Paweł Gawroński, rzecznik Szpitala Zespolonego im. L. Perzyny w Kaliszu.
Nie ma tygodnia, by na Szpitalny Oddział Ratunkowy nie trafiła osoba obrzucająca personel wyzwiskami czy próbująca kogoś uderzyć. W takich przypadkach wzywana jest policja, która ma za zadanie wspomóc pracowników szpitala lub zabrać z oddziału kłopotliwego pacjenta. - Zawsze dyżurny wysyła patrol, sprawdzamy, czy nie doszło do popełnienia wykroczenia albo przestępstwa. Jeśli jest to osoba, która zagraża własnemu życiu lub zdrowiu, albo życiu i zdrowiu innych osób policjant może podjąć decyzję o przewiezieniu jej do policyjnej izby zatrzymań – mówi sierż. sztab. Anna Jaworska-Wojnicz z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji w Kaliszu. Zanim jednak na miejsce przyjedzie policja ratownicy medyczni, pielęgniarki czy lekarze muszą sobie radzić sami. W jaki sposób? Najczęściej jest to perswazja słowna, która działa… ale nie na wszystkich. Takie przypadki pamięta Jakub Rychlik, ratownik medyczny. - Była i agresja z użyciem noża, a całkiem niedawno pacjent zaatakował nie tylko personel, ale i karetkę; kopał ją, urwał lusterko. Jeden z moich kolegów przez półtora roku był wyłączony z pracy po tym, jak jeden z pacjentów dosyć mocno, a przy okazji nieszczęśliwie kopnął go w kolano. Skończyło się to zabiegiem operacyjnym i półtora roku chłopak niestety nie pracował – mówi Jakub Rychlik.
- Najczęściej nie domagamy się karania agresywnych pacjentów. Nie mamy na to czasu - przyznaje Jakub Rychlik, ratownik medyczny
Atak słowny na członka personelu medycznego jest ścigany z urzędu, bowiem jest on funkcjonariuszem publicznym. Rzadko zdarza się jednak, by pielęgniarki czy lekarze oficjalnie zgłaszali takie incydenty. W przeciwnym wypadu nie wychodziliby z sądu. - Cała procedura jest bardzo czasochłonna. Dlatego jeśli pacjent kolokwialnie mówiąc ,,nie przegnie’’, trzeba swoją dumę schować do kieszeni i jakoś to przeżyć – przyznaje Jakub Rychlik. Zgłaszane są więc tylko najbardziej ekstremalne sytuacje, w których pacjenci naruszają nietykalność cielesną personelu i powodują uszczerbek na zdrowiu. Tym sposobem nikt nie prowadzi statystyk, które mogłyby wiarygodnie podać liczbę takich ataków. A jest ich, niestety, bardzo wiele.
Katarzyna Krzywda, fot.arch.
Napisz komentarz
Komentarze