Reklama https://toyotamikolajczak.pl/samochody-dostawcze/
Reklama
Reklama

Pierzok, czyli jak to drzewiej bywało… FILM

3 kilogramy pierza potrzeba do zrobienia ciepłej kołdry na zimowe mrozy. By uskubać taką ilość, trzeba poświęcić kilka dni, po 5 godzin dziennie. Oczywiście praca idzie szybciej, kiedy do skubania pierza zabiera się kilka osób. Tradycyjne pierzoki to już rzadkość, ale by przypomnieć te miłą tradycję Stowarzyszenie Stacja Bukownica zaprosiła nas do wspólnego darcia pierza.
Pierzok, czyli jak to drzewiej bywało… FILM

Wszystko w ramach projektu „Jak to drzewiej bywało, gdy się blisko Prosny pod strzechą mieszkało”, który realizuje stowarzyszenie działające w Bukownicy w powiecie ostrzeszowskim. To przypomnienie starych, zanikających obyczajów, ale przede wszystkim zebranie w jednym miejscu ludzi. Jak dawniej.

 - Pierzok to było spotkanie towarzysko – kulturalne. Ludzie się spotykali i rozmawiali, śpiewali, przekazywali sobie historie rodzinne. Pamiętam z mojego rodzinnego domu, że w czasie kiedy panie darły pierze mój tata czytał im książki – mówi Maria Wróbel, ze Stowarzyszenia „Stacja Bukownica”.

Zanim do domów trafiły telewizory, pierzoki były bardzo popularne. W jesienno – zimowe wieczory organizowano je w większości wiejskich domów. Kolejno w każdym. Skubano pierze, bo każdy chciał mieć ciepłą kołdrę na zbliżające się mrozy.

- Najlepsza jest właśnie z pierza. Jest mięciutka, leciutka i ciepła. Pod taką byłam nauczona spać i do dziś tylko takiej używam – mówi Stanisława Lubryka, która zjawiła się na pierzoku.  - Wełniane, które kupuje się w sklepie są nie dla mnie, ale są teraz modniejsze i jest ich więcej. Kiedyś każdy miał gęsi, które skubało się 3 razy do roku i było z tego pierze.

W środę, 13 listopada też pierze się znalazło, a organizatorzy pierzoka w Bukownicy zadbali o odpowiednią oprawę. Były śpiewy i opowieści. Znaleźli się też panowie, którzy dziarsko chwycili za gęsie pióra i też skubali.

- Kiedyś panowie w pierzoku brali udział, ale nie skubali pierza. Siedzieli przy innym stole i dbali o coś mocniejszego i zabawę. Młodzież podglądała przez okno i łapała wróble. Nie trudno sobie wyobrazić, co się działo, kiedy takie ptaki znalazły się w pomieszczeniu, gdzie pierze skubano. Sam pamiętam, jak nie raz dostałem od mamy po tyłku jako dziecko – przypomina z zadowoleniem Kazimierz Kaźmierczak.

Już po ślubie wolał siedzieć przy stole razem z paniami, bo jak dodaje tam można było dowiedzieć się wszystkich plotek.

Większość uczestników pierzoka to osoby, które pamiętają go z młodości i dzieciństwa, ale wszyscy mówili, że takie spotkania są potrzebne. Podtrzymują tradycję i odnawiają międzyludzkie więzi.

AW, zdjęcia autor


__t

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
zachmurzenie umiarkowane

Temperatura: 11°CMiasto: Kalisz

Ciśnienie: 1011 hPa
Wiatr: 5 km/h

Reklama
Reklama
Reklama