Sprzedawca może delikatnie dać nam do zrozumienia, że nie jesteśmy ich ulubionym klientem. Może subtelnie nam dopiec wydając 20 zł w drobniakach, może też uporczywie domagać się końcówki należnej kwoty. Tak jawny wyraz niechęci i bezpośredni komunikat do klienta zdarza się niezmiernie rzadko. A jednak. Anons widoczny na drzwiach wejściowych do jednego ze sklepów w centrum, mówi wyraźnie: Tej osoby nie obsługujemy! Prosty i szczery komunikat wzmocniony jest o zdjęcie „tej osoby”, by nikt nie miał wątpliwości o kogo chodzi.
Zdjęcie przysłał do nas czytelnik portalu faktykaliskie.pl, Andrzej. Nie wiadomo czy w okolicy są podobne ogłoszenia i czy dotyczą też tej konkretnej osoby. Pewne jest, że pan ze zdjęcia z zakupami nie ma łatwo. Czym tak podpadł sprzedawcy, że spotkało go sklepowe wygnanie? Tego konkretnego przypadku nie znamy, ale wiemy, że los sprzedawców w małych sklepikach nie jest łatwy. Bardzo często padają ofiarami drobnych złodziejaszków czy awanturników, którzy w obliczu prawa są praktycznie bezkarni. Sprzedawcom pozostaje walka z nimi na własną rękę, m.in. właśnie takimi metodami. Nie zadziała prawo, to może zadziała wstyd?
Dziś w tego typu gablotach „wstydu” pojawiają się zdjęcia z monitoringu sklepowego. Kiedyś trzeba było niepokornego klienta złapać, przytrzymać i zrobić mu fotkę.
Kadr z filmu "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz"
MS, fot. Andrzej, wideo YT, film "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz"
Napisz komentarz
Komentarze