Oczekiwania vs rzeczywistość
W połowie grudnia Adam wraz z chorą matką pojechał na oddział ratunkowy kaliskiego szpitala. – Mieliśmy skierowanie od lekarza rodzinnego do kaliskiego oddziału SOR na badanie. Udaliśmy się tam z myślą, że mamie zostanie szybko udzielona pomoc lekarska włącznie z przyjęciem na oddział specjalistyczny kaliskiego szpitala – mówi mężczyzna. Pacjentka została szybko i sprawnie zarejestrowana. – Na tym szybkość się skończyła – dodaje Adam. Mijały godziny, a wraz z nimi narastała w mężczyźnie złość.
Siedzą i czekają, czekają, czekają ….
- Organizacją, a właściwie jej brak jest skandaliczny! Na ponad stutysięczne miasto przyjmuje jeden lekarz, który powinien udzielać niezbędnej pierwszej pomocy, a całością koordynować powinien tak naprawdę ktoś inny. Niestety tak nie jest, bo idzie to według zasady: ze zdarzeń pierwsi, reszta według kolejności. Złamania: siedzą, urazy: siedzą, ogólni: siedzą. Ci ostatni mają najgorzej – uważa nasz czytelnik. Wraz z chorą matką znalazł się właśnie w tej ostatniej grupie. Pozostało im czekać i przyglądać się innym czekającym. Z tych obserwacji Adam wysnuł jednak wnioski dotyczące nieudolnej, według niego, organizacji pracy na SOR-ze. – Na przykład siedząca dziewczyna z urazem nogi czeka na przyjęcie jakieś dwie godziny, oczywiście z bólem, wchodzi do gabinetu na dosłownie minutę, by otrzymać skierowanie do pracowni RTG, gdzie dalej przed nią czeka. Wraca ze zdjęcia i znowu czeka, a wystarczyłoby, by ktoś przy przyjęciu wystawił jej skierowanie na oczywistą czynność, od której lekarz rozpocznie badanie, to jest zdjęcie RTG – przytacza przykład Adam.
Tu cierpienie nie ma znaczenia
Dokładnie po 6 godzinach matka Adama została przyjęta przez lekarza. - Wchodząc do gabinetu, byłem naładowany negatywnymi emocjami, wystarczyłby jeden gest czy jedno słowo ze strony lekarza i pewnie skończyłoby się to piekielną awanturą. Lekarz wykazał się profesjonalizmem i kulturą. Jednakże brak jakichkolwiek elementów organizacyjnych na terenie kaliskiego SOR oceniam jako skandaliczne. Czas naszego oczekiwania – 6 godzin - to jakaś kpina – mówi Adam. Ile czekali rekordziści? Tego nie wiemy. - Był pacjent wśród nas, który oczekiwał osiem godzin i jak wychodziłem
z oddziału, to jeszcze siedział. Tu cierpienie nie ma znaczenie. Tu jest się skazanym na czekanie i na łaskę lekarską – dodaje Adam. Według naszego czytelnika sytuację uzdrowiłaby większa liczba lekarzy i sprawniejsza organizacja przyjmowania pacjentów.
SOR: oczekiwanie 6 i więcej godzin zgodne z wytycznymi
Istnieją trzy typy placówek, w których w razie choroby czy wypadku powinniśmy otrzymać pomoc. Karetka ratuje osoby w stanie zagrożenia życia, SOR udziela pomocy przy poważniejszych zachorowaniach i urazach, izba przyjęć kwalifikuje nas do leczenia na szpitalny oddział, a przychodnie i wieczorynki są od mniej poważnych dolegliwości czy schorzeń. Niestety do tych podmiotów, które powinny zajmować się najpilniejszymi przypadkami, bardzo często zgłaszają się pacjenci niewymagający natychmiastowej interwencji. Tworzą się kolejki, narasta frustracja po obu stronach.
Działanie oddziału ratunkowego opiera się na prostej zasadzie: w pierwszej kolejności przyjmowani są pacjenci z bezpośrednim zagrożeniem życia, cała reszta czeka na swoją kolej. - Duża grupa pacjentów kaliskiego SOR-u to pacjenci, którzy nie znajdują się w stanie zagrożenia życia, dlatego czas ich oczekiwania na przyjęcie jest dłuższy. Zgodnie z wytycznymi Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej, pacjenci w kodzie zielonym (bez zagrożenia życia) mogą oczekiwać na przyjęcie 6 lub więcej godzin – mówi Paweł Gawroński, rzecznik prasowy kaliskiego szpitala. Można zatem powiedzieć, że kilkugodzinne oczekiwanie na to, by zobaczył nas lekarz, jest sytuacją standardową.
109 pacjentów na dobę. Większość wypisana do domu
W 3 kwartale 2015r. SOR w Kaliszu przyjął 9800 pacjentów, z czego około 3400 przyjętych zostało do dalszego leczenia w innych oddziałach szpitala, a około 6400 uzyskało pomoc w SOR ambulatoryjnie i zostało wypisanych do domu bez konieczności hospitalizacji. 35% pacjentów SOR-u było zatem w na tyle poważnym stanie, że wymagali oni pozostania w szpitalu. Aż 65% ludzi, którzy zgłosili się na oddział ratunkowy, po badaniu lekarskim wróciło do swoich domów.
Z danych łatwo wyliczyć, że miesięcznie SOR przyjął 3 266 pacjentów. Na dobę – 109. Przez godzinę lekarz przyjmował średnio 4 pacjentów.
NIK: SOR jako sposób na szybkie wykonanie badań
„Oddział ratunkowy, proszę czekać. Nawet... 10 godzin”, „SOR, czyli sorry musisz czekać”, „Oddziały ratunkowe szpitali. Cierp i czekaj kilka godzin”, „Kraków: pacjenci czekają na pomoc nawet po osiem godzin”, „Warszawa: pacjent niepilny w SOR może czekać sześć godzin”- to tylko niektóre z tytułów artykułów mediów lokalnych i ogólnopolskich, jakie znajdziemy w internecie na temat sytuacji w Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych. W 2012 roku temu problemowi przyjrzała się Najwyższa Izba Kontroli. - Długie kolejki w przychodniach sprawiają, że pacjenci traktują Szpitalne Oddziały Ratunkowe jako sposób na dotarcie do lekarza specjalisty lub szybkie wykonanie badań. Do oddziałów tych trafiają pacjenci (średnio około 30 proc.), którzy nie wymagają podjęcia pilnej interwencji ratującej życie lub zdrowie – czytamy we wstępie do raportu.
Kontrolerzy uznali pracę lekarzy w SOR-ach jako jedno z najlepiej funkcjonujących ogniw systemu ochrony zdrowia w Polsce. Jednocześnie NIK jednoznacznie stwierdziła, że pracownicy SOR-u są przeciążeni obowiązkami. - Obawa przed odmową udzielenia pomocy ludziom, którzy mają trudności z dostaniem się do lekarza, powoduje, że SOR-y przyjmują wszystkich, którzy się tam zgłaszają, wyręczając lekarzy rodzinnych, specjalistów i ambulatoria. (…) Konieczność opieki nad pacjentami, którzy tego nie wymagają, opóźnia pracę SOR-ów i zagraża tym, którzy faktycznie potrzebują natychmiastowej pomocy. Np. w Szpitalu Bielańskim w Warszawie średnio na 160 osób przyjmowanych dziennie, świadczeń ratowniczych wymagało 40 – czytamy w raporcie.
Albo zostaną wdrożone rozwiązania systemowe, które ograniczą pracę SOR-ów do ich faktycznych obowiązków albo na te oddziały powinna być skierowana większa liczba lekarzy. Inaczej kolejki nie znikną.
W kaliskim SOR dyżuruje 2 lekarzy, jeden to internista, drugi jest lekarzem zabiegowym. Ci lekarze są w razie potrzeby są wspomagani lekarzami konsultantami z dowolnego oddziału szpitala, którzy są proszeni o konsultację w zależności od rodzaju i stanu pacjenta.
Agnieszka Gierz, fot. archiwum
Napisz komentarz
Komentarze