Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Czytelnicy portalu o izolacji i życiu w nowej rzeczywistości

Izolacja to niełatwy czas dla nas wszystkich. Lubimy czuć się wolni, niezależni, taka przecież jest ludzka natura. Tęsknimy za spacerami, za aktywnością na zewnątrz, ale przede wszystkim rośnie w nas tęsknota za drugim człowiekiem, za zwykłym spotkaniem i rozmową. Jak w czasach izolacji czują się kaliszanie, ale też mieszkańcy innych miast? Jak wygląda ich życie codziennie, za czym tęsknią? Czytelników naszego portalu wysłuchała Karolina Bazan.
Czytelnicy portalu o izolacji i życiu w nowej rzeczywistości

Monika z Kalisza: - Nie przebywam na kwarantannie, chodzę do pracy, kontakty z moimi klientami ograniczyłam do minimum. Boję się jak każdy. Święta spędzone bez rodziny, mama bała się przyjść do mnie. Rozmawiałyśmy tylko przez telefon. Taka bezsilność, to okropne. Jeden z pozytywów tej sytuacji jest taki, że syn zamieszkał ze mną na czas epidemii. Mam się do kogo odezwać, siedząc w domu po pracy. Czasem czuję się samotna, ale wtedy łapię za telefon i dzwonię do przyjaciół. Rozmawiamy godzinami. Na messengerze organizujemy sobie babskie spotkania. Brakuje mi bliskości ludzi, spotkań z przyjaciółmi, rodziną. Jak to wszystko się skończy urządzę wielkie przyjacielskie spotkanie. Nie mogę zorganizować zebrania w Banku Równości, a zaczynaliśmy już nabierać rozpędu. Śmieję się, że jak wirus mnie nie wykończy to umrę na niewykorzystaną nadaktywność.

Piotr spod Kalisza: - Z jednej strony mam komfort, bo od paru lat mieszkam na wsi pod Kaliszem, mam dom i dwa hektary do obrobienia. Z żoną prowadzę gospodarstwo upraw ekologicznych i produkujemy swoje kosmetyki ekologiczne, tu zawsze jest co robić, tej pracy nie da się robić zdalnie. Teren ogrodzony, więc jestem ciągle u siebie. Wyjścia po zakupy ograniczam do miejscowego masarza po wędliny i kiełbasę. Więc w porównaniu do mieszkańców miasta, mieszkających w blokach, kamienicach to jesteśmy z żoną w lepszej sytuacji. Od 2003 roku prowadzę Szkołę Żeglarstwa Morka, i w tej działalności wiele się zmieniło. Co prawda mamy od dawna wprowadzoną możliwość szkolenia online, ale i tak bez części praktycznej to niemożliwe. Chciałem w weekend ruszać z rowerkami wodnymi na Prośnie, bo pogody kwietniowe są śliczne, ale nic nie zapowiada tego, żebyśmy w kwietniu ruszyli. Tutaj humor i samopoczucie padło. Tarcza antykryzysowa to śmiech. Czy da się tak żyć na dłuższą metę? Oczywiście, że nie. Strasznie to męczące, pomijam już fakt, że za chwilę nie będzie z czego żyć. Za czym najbardziej tęsknię? Święta spędziłem sam z żoną, a zawsze było bardzo rodzinnie. Znajomi na grilla wpadali, a teraz wiadomo – siedź w domu. Na pewno jedną z pierwszych rzeczy jaką zrobię po koronawirusie to zrzucę sobie łódkę na Prosnę i zrobię rejs pod „kolejówkę” i z powrotem. Jedno co będzie pozytywne po epidemii to może przestaniemy się tak spieszyć, robić wszystko „na wczoraj”. Doceniać najprostsze przyjemności. Oby ten wirus skończył się jak najszybciej. Wszystkim życzę zdrowia i mam nadzieję – do szybkiego zobaczenia na przystani.

Iza przebywająca w Żywcu, na co dzień mieszkająca w Indonezji: - Jako żem z natury alien, sam fakt przebywania w domu nie jest uciążliwy. Dla mnie osobiście jest jak zawsze. Izolacja nie ma większego wpływu na moją psyche. Plus jest taki, że wszystko zwolniło. W końcu mam czas na rzeczy, na które przez ostatni rok nie miałam czasu. Minusy są dwa. Pierwszy – pracownicy. Część z nich z bólem serca trzeba było zwolnić. Tym bardziej, że u nas pracowników traktuje się wręcz jak rodzinę. Symbioza została przerwana i z niektórymi trzeba było się pożegnać, mam nadzieję, że nie na długo, bo dla ich rodzin to zatrudnienie było jedynym źródłem dochodu. 30 osób poszło na bruk. Drugi minus – fakt, który źle na mnie wpływa to uziemienie w tej zakichanej PL. Rodzina 15 tysięcy km dalej, mąż z 4 dzieci. Czekam z niecierpliwością na otwarcie przestrzeni powietrznej i tyle PL o mnie usłyszy.

Krzysztof z Kalisza: - Mija już ponad miesiąc na home office. Po pierwszym tygodniu źle, ale jeszcze można było biegać i wyjść. Zacząłem sam biegać wokół domu, znam jego obwód, wiem, gdzie skoczyć przez rynnę na ścieżce z płytek i jak ominąć krzew, którego liście wchodzę na ścieżkę. Wiem też, jak obiec swój samochód w wąskim ścisku przy ścianie. Nie chcę mi się już wracać do pracy, byle tylko można było wyjść rekreacyjnie w maseczkach.

Kinga z Poznania: - Dla mnie sytuacja nie jest mocno uciążliwa, bo pracuję zdalnie od 20 lat. Natomiast mam za plecami syna (5 klasa) i on powoli dostaje „kociokwiku”. Zdalne lekcje są bardzo niewygodne, zalew zadań i różne źródła informacji komplikują edukację, brakuje mu kontaktu z innymi dziećmi i widzę jak jego psychika cierpi. Niemożność wielogodzinnej zabawy na podwórku już odbija się na zdrowiu. Staramy się wychodzić chociaż raz dziennie na dłuższy spacer, ale to dla dziecka za mało. Mi doszła dodatkowa praca w edukacji z synem i oczywiście brak zleceń mocno odbija się na domowych budżecie. Brakuje nam izolacji od siebie, bo to też jest potrzebne. Nic się nie zmieniło w relacjach rodzinnych, ale brakuje nam swobodnego ruchu bez ograniczeń.

Emilia z Kalisza: - Pierwszy miesiąc jakoś zleciał. Chodzę do pracy co drugi tydzień, więc jakiś kontakt z ludźmi mam i to mnie cieszy. Z reguły jestem domatorem i początkowo mi ten obecny stan odpowiadał, ale w tym momencie sądzę, że jednak zmienię zdanie. Po miesiącu okazuje się, że moja biblioteczka z książkami ma jednak dno, że moje 3 psy po „entym” spacerze są zmęczone, że starsze dziecko zaraz dostanie do głowy, bo się z ukochaną spotkać nie może, że młodsze dziecko bardzo się plastycznie rozwinęło – wypada u niej odmalować ściany. A na koniec okazało się, że mąż też w takim czasie może być uciążliwy.

Opinii wysłuchała Karolina Bazan, fot. autor, pixabay.com


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
zachmurzenie małe

Temperatura: 11°C Miasto: Kalisz

Ciśnienie: 1021 hPa
Wiatr: 11 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama