Reklama https://toyotamikolajczak.pl/samochody-dostawcze/
Reklama
Reklama

"Transfugium” Olgi Tokarczuk w kaliskim Teatrze

Jest Nobel - jest zainteresowanie. Z księgarni znikają książki Olgi Tokarczuk, gazety przypominają wywiady z pisarką, a mniej zorientowani wyszukują jej nazwisko w internecie z nadzieją, że dowiedzą się czegoś więcej o literaturze, która zachwyciła Akademię Królewską. I w tym wszystkim jest też kaliski Teatr, który doskonale trafił w czas i pod koniec ubiegłego sezonu do swojego repertuaru dołączył „Transfugium” – sztukę na podstawie opowiadania noblistki.
"Transfugium” Olgi Tokarczuk w kaliskim Teatrze

I ze spokojnym sumieniem spektakl można polecić każdemu, kto chce sprawdzić, jakich uniwersalnych wartości w swojej literaturze dotyka Olga Tokarczuk. Także tym, którzy jej twórczość znają, ale przy okazji Nobla chcieliby stać się uczestnikami „tokarczukmanii”. Od kwietniowej premiery spektakl w reżyserii Sławomira Kupczaka na kaliskiej scenie zagrano 10 razy. – Obejrzało go 935 widzów – informuje Marcelina Hertmann z Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego. – Przyznanie Oldze Tokarczuk Nobla sprawiło, że zainteresowanie spektaklem wzrosło. Wiele osób dzwoni i pyta o dostępność biletów i rezerwuje miejsca na najbliższe spektakle. Przeważnie są to osoby indywidualne, ale jeden ze spektakli odwiedzi też grupa.

Najbliższe spektakle „Transfugium” 26, 27 października oraz 3 listopada. I w styczniu 2020 roku.

AW, zdjęcia Teatr im. W. Bogusławskiego 

Rodzinne spotkanie przy stole – chociaż okazja zaskakująca - w miarę rozwoju akcji coraz bardziej zawstydza, stając się lustrem familijnych animozji i wypominek, które pokazują, jak bardzo nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Jednak rodowe problemy to tylko tło dla pytań o miejsce i rolę człowieka w świecie przyrody. I to, jak wiele wokół nas jest osób, które potrafią wykorzystać nasze czyste intencje. Najnowsza premiera kaliskiego Teatru to prosta w formie i wymowie adaptacja jednego z opowiadań Olgi Tokarczuk. Prosta, ale jak to u zdobywczyni Nobla nakazuje zadać pytanie – w przypadku „Transfugium” – czy przypadkiem nasze ideały nie prowadzą nas po labiryntach?

Może jest chora, może już jej nie ma i swoje ciało przekazała jednej z uczelni do badań lub eksperymentów. Z pewnością bohaterka wybrała niestandardową drogę, która staje się osią wszystkich wydarzeń. Wiemy, że czekamy na koniec… jakiś koniec. A to czekanie – w pierwszym odczuciu – pokazuje standardowe międzypokoleniowe różnice. Wynikające z wieku, przeżyć, poglądów i ludzi, którymi się otaczamy.

Tak gromada spotyka się w jednym – nieokreślonym – miejscu i czasie. Być może to niedaleka przyszłość, a może teraźniejszość? Gdzieś w świecie, przy jednym stole gromadzi się rodzina Renaty, której decyzja – wiemy, że kontrowersyjna, zadziwiająca, niezrozumiała, wywołująca uśmiech, sprzeciw, zadumę: wszystko to pojawia się wraz z rozwojem akcji – w pierwszej chwili sprawia, że widzimy standardową scenę znaną z życia większości z nas. Szlaki przeciera siostra (Izabela Wierzbicka) Renaty (Agnieszka Dzięcielska), która jako pierwsza przybywa do miejsca, gdzie rozegra się całość. Przygotowuje grunt na przybycie rodziców i dzieci siostry, pobieżnie wtajemnicza nas w historię swoich bliskich. Mimo niezwykłości kolejnych zdarzeń, zachowuje się jak w trakcie służbowego wyjazdu, w którym jest się na chwilę, nie trzeba się rozpakować, ale warto wybrać menu na wieczorną kolację. W tej ważniejszy jest kolor ciastek niż fakt spotkania. Wszystko musi wyglądać, bo chwila jest niezwykła, co zapowiada sprawca wszystkich zdarzeń i gospodarz dr Choi (Wojciech Masacz). Spokojny, zrównoważony, panujący nad mimiką, głosem, gestami. Wszak musi przekonać wszystkich, że to, czego dokonuje jest rzeczą niezwykłą, odpowiedzią na potrzeby współczesności – jakie? Dowiemy się na końcu.

Zanim dowiemy się, czym jest tytułowe transfugium, któremu poddała się Renata jej rodzina musi uporać się z własnymi – i jakże naszymi – problemami. Pierwszy to umiejętność rozmowy. Niby razem, blisko, słyszymy, że familia często się widuje, ma sporo wspomnień – jak to w życiu dobrych i złych, boryka się z takimi samymi problemami, jak siedzący na widowni. I właśnie z tym podstawowym, czyli rozmową. Słów pada wiele, ale właśnie przy tym stole, w trakcie kolacji poprzedzającej wyjątkową chwilę, okazuje się, że to słowa bez treści. Wypełniają ciszę, maskują próbę podjęcia trudnych tematów, wchodzą brutalnie w rozmowy o prawdzie. Lepiej porozmawiać o pogodzie, kolejny raz przypomnieć znaną rodzinną historię niż szczerze wyrazić swoje zdanie, strach, radość, ból. Dlaczego? Tak jest łatwiej. Słowa mające treść, zdania niosące przekaz mogą zaboleć, obnażyć nasze stereotypowe myślenie, zmącić spokój rodziny. Jednak jak długo można żyć w tej dialogowej bańce? Szalona decyzja Renaty przebija kokon. I dostajemy kolejny powszechny obraz wszystkich naszych przywar. Obrywa się religijności zahaczającej u Tokarczuk o dewotyzm i zabobony, które nakazują modlić się za wegetarian, co robi matka Renaty. Głośno wypowiedziane zostają rodzinne tajemnice. Znane wszystkim, ale nieporuszane tematy, których pomijanie ma być jak zaklęcie – czego na głos nie wypowiemy nie istnieje.

Jest też miejsce na bunt. Bunt bohaterki przeciwko życiu według utartych schematów i oczekiwań społecznych. Bunt jej rodziców przeciwko zakłóceniu standardów, według których żyją. Bunt dzieci przeciwko wyborowi Renaty. A wszystko razem ponownie wraca do punktu wyjścia, czyli umiejętności komunikacji i akceptacji. A nad wszystkim, ze stoickim spokojem wytrącającym z równowagi tak bohaterów jak i widzów, kontrolę trzyma dr Choi. Pokazuje, jak wiele można osiągnąć umiejętnie, sterując innymi i reagując na nawet ich najbardziej absurdalne zapotrzebowania.

Czy takim jest tytułowe transfugium? Przemiana człowieka w zwierzę – konkretnie w wilka? Może szokować, ale nie jest niemożliwa. Człowiek przekracza wiele granic, często bez zastanowienia, dla spełnienia własnych – najczęściej egoistycznych - pobudek. Fanaberii. Oczywiście potrafiąc wytłumaczyć własne działania jako najwłaściwsze, a nawet konieczne. I chociaż to tylko refleksja samej Renaty, którą w przeświadczeniu o słuszności postępowania do końca podtrzymuje dr Choi, to, jak to bywa u Tokarczuk, takie działanie pokazuje, jak bardzo człowiek potrafi zachwiać równowagą między swoim światem a światem przyrody.

Ostatnimi bohaterami pojawiającymi się na scenie są wilki, do których dołączyła – już jako zwierzę – Renata. Nikt ich nie pytał, czy chcą takiego osobnika w swoim gronie, bo przecież człowiek nigdy nie pyta o takie rzeczy. Sam decyduje, co dobre dla świata fauny i flory. I chociaż nie respektuje potrzeb przyrody to przyroda nie ma wyboru i zawsze wyciągnie rękę do człowieka.

AW, zdjęcia Teatr im. W. Bogusławskiego


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
zachmurzenie małe

Temperatura: 22°CMiasto: Kalisz

Ciśnienie: 1012 hPa
Wiatr: 10 km/h

Reklama
Reklama
Reklama