Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Mariusz Wiktorowicz: Jestem przekonany, że MKS utrzyma się w LSK

Pod koniec grudnia Mariusz Wiktorowicz przestał pełnić obowiązki pierwszego trenera siatkarek Energa MKS Kalisz. Nadal leżą mu jednak na sercu losy drużyny, której budowę rozpoczął i jest przekonany, że z utrzymaniem w Lidze Siatkówki Kobiet nie będzie ona miała żadnego problemu.
Mariusz Wiktorowicz: Jestem przekonany, że MKS utrzyma się w LSK

Blisko dwa lata spędzone w Kaliszu. Sporo w tym czasie się wydarzyło.

Na pewno. Pobyt w Kaliszu odbieram jak najbardziej pozytywnie. Sama możliwość pracy w mieście, w którym siatkarski klub wielokrotnie osiągał sukcesy, także na arenie międzynarodowej, to coś ważnego.

Na początku pracy w MKS-ie była mowa o dwuletnim projekcie, który miał doprowadzić zespół do ekstraklasy. Tymczasem już w pierwszym sezonie udało się wziąć szturmem pierwszą ligę.

Cieszę się, że to mojej osobie powierzono odpowiedzialność za budowę zespołu. Rzeczywiście projekt przewidziany był na dwa lata. Tymczasem już zakończenie pierwszego sezonu pokazało, że poczyniliśmy dobre ruchy, zwłaszcza jeśli chodzi o dobór zawodniczek. Same wyniki świadczyły o tym, że ten projekt ma sens i że rozpoczął się bardzo obiecująco. Piękna seria zwycięstw i na koniec wygrana z faworytem ligi, czyli Wisłą Warszawa, w efekcie zdobycie złotego medalu mistrzostw Polski pierwszej ligi, bo tak nazywa się wywalczony tytuł. Na dobrą sprawę na początku sezonu nikt nie stawiał i nikt nie liczył na taki happy-end. Jest więc co wspominać.

Mistrzostwo pierwszej ligi rozbudziło apetyty na ekstraklasę.

I w październiku ta ekstraklasa faktycznie do Kalisza zawitała. Zaczęliśmy przygotowania jako drużyna pierwszoligowa, więc musieliśmy poczynić szybkie ruchy, zmiany, przeprowadzić analizę i szukać rozwiązań, aby ten zespół mógł funkcjonować na poziomie ekstraklasy.

 

I zaczęło się obiecująco, bo od zwycięstwa. Potem jednak punkty przybywały sporadycznie.

 

Początek był fajny, ale potem brakowało wyników w postaci zwycięstw. Pojedyncze ugrane sety nie poprawiały naszej sytuacji w tabeli. Jednak mimo porażek, był pozytywny odbiór po spotkaniach z zespołami potencjalnie lepszymi, jak Chemik czy ŁKS. Choć przegraliśmy, zagraliśmy na naprawdę niezłym poziomie. Ale niestety były też mecze, gdzie nie udało się udźwignąć presji, gdzie wydawałoby się, że jest szansa na punkty, lecz zdobyć ich się nie udało. Tak jak podczas wyjazdu do Radomia.

Pięć punktów w pierwszej rundzie z pewnością nie jest odzwierciedleniem możliwości tej drużyny. Można było ugrać więcej?

Generalnie, patrząc jak zaczynaliśmy ten sezon w ekstraklasie, to rozkład spotkań był korzystny dla nas. Graliśmy z Bielskiem, Ostrowcem, mecz z Wrocławiem przełożony, wyjazdowy z Legionowem. My się poznawaliśmy z tymi zespołami i te zespoły poznawały nas. W jakimś stopniu analiza naszej drużyny z meczu na mecz była bogatsza i przeciwnicy mieli na temat naszego grania coraz więcej informacji. Te punkty powinny się pojawić, może nie w postaci zwycięstw za trzy oczka, ale chociaż tak, jak z Bielskiem, Ostrowcem, czyli po tie-breakach. Sytuacja w tabeli mogłaby wtedy inaczej wyglądać. Przykładem jest zespół z Radomia, który bardzo długo był na dole tabeli. Ale wystarczyły dwa zwycięskie mecze i już był przeskok o kilka pozycji. Na pewno szkoda meczu w Pile, gdzie mogliśmy schodzić ze zwycięstwem, bo prowadziliśmy wysoko w tie-breaku. Kilka tego typu spotkań było. W meczu z ŁKS-em byliśmy o krok od punktu, to by była sensacja i kto wie, co by się wydarzyło w tie-breaku. Trochę tych punktów, na własne życzenie albo pod wpływem dużej presji, nie zdobyliśmy. Łatwiej nam się grało z zespołami z dużym potencjałem, ale mimo dobrej gry nie było tej zdobyczy. Oczywiście pięć punktów to zdecydowanie za mało. Stąd też ruchy ze strony zarządu. Nie do końca jednak wina tkwi w systemie, w jakim pracowaliśmy i w tym, co wykonywaliśmy jako sztab trenerski.

Co w takim razie zawiodło?

Liga pokazała, że zespół potrzebuje wzmocnień. Wielokrotnie to powtarzaliśmy, wielokrotnie też rozmawialiśmy na ten temat z działaczami. Rzeczywistości nie da się oszukać. Ze strony zarządu pojawiła się jednak decyzja, że pierwszym impulsem będą zmiany w sztabie szkoleniowym. I takie też nastąpiły.

Taka decyzja została przyjęta ze zrozumieniem, czy jednak był żal, że coś skończyło się zbyt szybko?

Żal, bo jako cały sztab mamy takie wewnętrzne odczucie, że wykonaliśmy fajną robotę. To, co można było wycisnąć, zostało zrobione. Zmiany były konieczne, ale w składzie. Tutaj z pewnością można było zadziałać impulsowo. Gdyby zespół był budowany tak, jak w zeszłym roku, to pełną odpowiedzialność za wyniki wziąłbym na siebie. Ale w tym momencie najprościej jest odpowiedzieć zdaniem: najtrudniejsza jest walka między tym, co wiesz, a tym, co czujesz.

Do rozstania doszło w zgodzie?

Podziękowano mojej osobie za dotychczasową pracę i wyniki, jakie osiągnąłem w Kaliszu. I tyle. Podziękowano też Wojtkowi Pytlarzowi, który ze mną współpracował. Jest nowe rozdanie trenerskie. Aczkolwiek uważam, mogę się podpisać oburącz, że staraliśmy się maksymalnie wyciągnąć potencjał z tego zespołu, pracowaliśmy solidnie, z pełnym zaangażowaniem. Zresztą już po rozstaniu z drużyną wiązał mnie jeszcze kontrakt z klubem.

Czyli umowa nadal obowiązuje?

Została rozwiązana w czwartek za porozumieniem stron. Myśleliśmy, jak tę sytuację patową rozstrzygnąć. Byłem cały czas w Kaliszu w pełnej gotowości, aby ten kontrakt wypełnić. Znaleźliśmy jednak drogę do tego, żeby doszło do rozwiązania za porozumieniem stron. Tak, aby jedna i druga strona mogła sobie podać ręce po dżentelmeńsku.

W międzyczasie pojawiały się propozycje pracy z innych klubów?

Była propozycja z Wisły Warszawa, ale temat jest już nieaktualny, bo zespół ten zweryfikował nieco plany na ten sezon. Będzie szykował się na kolejny, kiedy będą awanse z pierwszej ligi. Poza tym były różne dopytywania, ale bardziej lokalne, z drużyn drugoligowych albo młodzieżowych. Żeby poprowadzić trening, spędzić trochę czasu. Na zasadzie pomocy i trenerskiej, i marketingowej. W tym momencie wejść na rynek ekstraklasowy jest trudno. Dlatego podjąłem się wyzwania w drugoligowym zespole męskim z Żagania, z którym pracę rozpocznę od poniedziałku.

Wracając do drużyny z Kalisza, wzmocniły ją w ostatnich dniach trzy doświadczone siatkarki.

O tych transferach rozmawialiśmy już wcześniej. W listopadzie i grudniu. Teraz udało się je dopiąć. Te zmiany były konieczne.

Droga do utrzymania w LSK wciąż jest daleka, ale chyba z optymizmem można spoglądać na drugą rundę.

Wierzę, a nawet jestem przekonany, że ten zespół się utrzyma. I to bez baraży. Są nowe zawodniczki, jest nowy trener. To zawsze impuls. Kibicuję dziewczynom z całego serca.

Rozmawiał Michał Sobczak


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
bezchmurnie

Temperatura: 15°C Miasto: Kalisz

Ciśnienie: 1007 hPa
Wiatr: 30 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama